Liczba neutralnych oddziałów na mapie zwiększa się o 10% co tydzień.
Mroczny czarnoksiężnik Azkaban powrócił. Razem ze swoimi sługusami opanował całą krainę. Jako Robin hood tylko ty możesz go pokonać. Niestety to jest trudne zadanie.
Informacje dodatkowe / załączniki od autora
Obiecałem, recenzuję.
Wiadomość "powitalna"... Nie wnosi praktycznie nic, poza sianiem zamętu w głowie gracza, ale może taki właśnie był zamiar. W przeciwnym razie zamiast takiego, sorry za szczerość, bełkotu lepiej nie powiedzieć nic, niech gracz sobie spokojnie gra, a pewnie sobie poradzi, lepiej lub gorzej.
Kluczem do sukcesu ma być tu strategia. Ok... Więc jaką mam strategię do wyboru na początku rozgrywki? Pierwsza: atakować bastion pod którym stoję pierwszego dnia, bo miasto by się jednak przydało mieć... Atakuję więc. Wiadomo kim, bo tylko jeden z dostępnych hirków ma jakąś magię w księdze, żeby wspomóc siłę fizyczną. Pada - raz, drugi, trzeci... I co myśli gracz? Pewnie źle gram, albo złą taktykę przyjmuję, albo po prostu jestem za cienki... Albo, jednak strategia, nie taktyka. Więc restart i wybieram strategię drugą (bo innej już raczej nie ma): objechać okolicę w poszukiwaniu czegoś, co może mi pomóc, zresztą podpowiedź - choć nie do końca jednoznaczna - się pojawia: na początku zbadaj mapkę. Dlaczego mówię "niejednoznaczna"? Bo "na początku" ja rozumiem raczej jako początkową fazę rozgrywki, kiedy już mam zdobyte miasto, zaczynam je rozbudowywać, exploruję okolicę... Wtedy albo jadę na żywioł/rush, albo "badam" mapkę w poszukiwaniu czegoś, co ma mi pomóc - "wygrać", nie: "zdobyć pierwsze miasto". Jeśli ma chodzić o to drugie, należałoby powiedzieć np: 'rozejrzyj się po najbliższej okolicy (najlepiej jeszcze ze wskazaniem, w którą stronę szukać), bo garnizon w mieście jest niesłaby i ciężko ci będzie wziąć go z marszu'. Albo - nie mówić nic.
No to jadę. Mam trzech ludzi, więc w różnych kierunkach. Jeden podniesie trochę złota, kupi parę Karłów, inny przyłączy Centaury, Stulej pobije Wolf Ridery, dojedzie do Uniwersytetu, coś tam się pouczy, spotka dugi bastion, oczywiście dowie się że go nie zdobędzie dopiero po zaatakowaniu, i - wiadomo - Autosave, Szkoła Atak/Defence do wyboru, może tym razem wyjątkowo Obrona i.... nie wróci do miasta przed upływem tygodnia. Ups. Restart. To samo, tylko tu i ówdzie nie wchodzę, żeby ruchu wystarczyło. Atakuje. Niestety parę Karłów i Centaurów plus nieco statystyk i tak nie wystarcza na położenie garnizonu. Tzn., już by prawie wystarczyło, gdyby nie oszukańczy algorytm HOTY dający w trzech rundach pod rząd morale ostatniemu żyjącemu oddziałowi wroga - za to najsilniejszemu. Więc restart i jedziemy w drugą stronę. I... zdobędziemy ten bastion nawet sporo przed niedzielą. Wystarczy, że jadący na zachód Stulej zabierze 120 Familiarom Kulę Firmamentu, wstępując do słupa obok dostanie experta Air i najlepiej +1 do Wiedzy, że w Grobowcu będzie Sword of Hellfire, a nie Speculum... po drodze jeszcze zdobywa Zagajnik Uni, odwiedza lokacje: +1 Atak, +1 Knowledge, nabzdryngoli się w studni i już. No jakie to proste....
Sorry. Ale ja tego nie kupuję. Już bym prędzej się zgodził na wiadomość powitalną typu: Graczu, otwórz se przed odpaleniem gry mapę w edytorze i "zbadaj mapkę", co się będziesz katował restartując 10 razy, żeby dowiedzieć się, co gdzie ustawiłem i gdzie należy jechać, żeby podbić trochę bohatera, tak by był w stanie zdobyć ci to pierwsze miasto.
Bo czym się różni "poznawanie" mapki przez wielokrotny restart pierwszego tygodnia, od sprawdzenia w edytorze i jazdy bezpośrednio tam, "gdzie trzeba"?
Sorry, ale imho mapka nie jest dobrze zrobiona, i gdyby to był tylko pierwszy tydzień, możnaby przeboleć, zapomnieć i ruszyć w nieznane, zapuszczając się w głąb niezbadanych lasów Sherwood... Jednak przeczucie (i doświadczenie) każe mi przypuszczać (a przypuszczenie to graniczy z niemal stuprocentową pewnością), że dalej nie będzie nic lepiej.
No jednak dałem sobie tę szansę i zagrałem dalej. Niestety po miesiącu gra mnie tak znudziła, że nie byłem w stanie wykrzesać w sobie choć okruszynki chęci do dalszej gry. Nie porwała mnie idea rozgrywki: jedziesz gdzieś przed siebie, lokacje jakieś zdobywasz, widzisz na horyzoncie wieże miasta, po dojechaniu okazuje się, że przed bramą stoi Zardzewiały Smok. Aha, jeszcze nie teraz. I pedałujesz tydzień w drugą stronę. A tu zasadzaka - oczywiście zbyt silna. No tak, jeszcze nie dziś. Odwrót. I zasuwasz w kolejną stronę. O, w tym mieście z kolei garnizon z jednostkami up to 7 levl... I nie ma nic, co choć w minimalnym stopniu zachęciłoby gracza do kontynuacji tego krążenia wokół, czekając aż siły się zbiorą by kolejne miasta podbijać. Bramy do obiecanych podziemi, które miały być do wyboru "od razu" jakoś nie napotkałem w ciągu tego miesiąca; może przez portal strzeżony hordą Diabłów, nie wiem.
I tak, dokładnie jak w przypadku wersji oryginalnej, gra mogłaby nazywać się "Strzelanie do celu w Pacanowie", czy jakoś tak i nic by jej nie ubyło. A może nawet by coś dodało, bo a nuż tytuł zniechęciłby do zbyt szybkiego zniechęcenia się...
Małe sprostowanie na koniec - jednak jest coś, co może zachęcić/zainteresować: monolit wyjścia zaraz obok miasta "startowego"... Może być tam dla nas na powrót skądś, ale bardziej prawdopodobne, że to dla komputerowego Superhero, który wyjedzie w najmniej spodziewanym momencie i rozpirzy cały ten bastionowy Pacanów... ups, Sherwood znaczy. Nie doczekałem...