Akademia Wojny - Portal Heroes of Might and Magic III

Trwa II etap konkursu MapMaker AW
Odpowiedz do tematu
Poprzedni temat «» Następny temat
Pasty
Autor Wiadomość
Begrezen 
ostatnia ostoja AW



Pomógł: 20 razy
Wiek: 100
Dołączył: 15 Mar 2014
Posty: 871
Skąd: z groty mbehemociej
Wysłany: 2017-11-25, 10:00   

Spoiler:
--- Pokaż ---

Mój heros to fanatyk ofensywy Crag Hack. Pół mieszkania zajebane behemotami, najgorsze. Średnio raz w miesiącu ktoś wdepnie w leżącego na ziemi goblina czy orka i trzeba wyciągać w namiocie medyka bo mają zadziory na broni. W swoim 22 levelowym życiu już z 10 razy byłem na takim zabiegu. Tydzień temu poszedłem rekrutować jednostki to baba z kuźni jak mnie tylko zobaczyła to kazała buta ściągać xD bo myślała, że znowu dziura w nodze.
Druga połowa mieszkania zajebana Moją Twierdzą, Światem Ogra, Super Cyklopem xD itp. Co tydzień bohater robi objazd po wszystkich wiatrakach w okolicy, żeby skompletować wszystko co da się kupić. Byłem na tyle głupi, że nauczyłem go into rada miasta bo myślałem, że trochę pieniędzy zaoszczędzimy na tych armiach ale teraz nie dosyć, że je kupuje to jeszcze siedzi na jakichś targach dla niewolników i kręci gównoburze z innymi herosami o najlepsze jednostki itp. Potrafi drzeć mordę do przeciwnika albo wypierdolić balistę za okno. Kiedyś mnie wkurwił to założyłem jakiś płaszczyk i go trolowałem krzycząc z ukrycia jakieś losowe głupoty typu cyklopy jedzo guwno. Gird nie nadążała z gotowaniem bigosu na uspokojenie. Aha, ma już na rynku reputację WÓDZ, za kupienie 10k jednostek.
Jak jest ciepło to co weekend zapierdala na szkielety. Od jakichś 5 lat w każdą niedzielę jem trupa na obiad a ten pierdoli o zaletach jedzenia tego martwego gówna. Jak się dostałem na akademię wojny to Crag Hack przez tydzień pieolił że to dzięki temu, że jem dużo szkieletowych smoków bo zawierają rtęć i mózg mi lepiej pracuje.
Co sobotę budzi ze swoim znajomym Gurnissonem całą twierdzę o 4 w nocy bo hałasują pakując wilki, robiąc kanapki itd.
Przy jedzeniu zawsze pierdoli o walkach i za każdym razem temat schodzi w końcu na Erathiański Związek Nekromancki, Hack sam się nakręca i dostaje strasznego bólu dupy durr niedostatecznie wskrzeszajo tylko kradno hurr jak ja mam levelować, robi się przy tym cały czerwony i odchodzi od stołu klnąc i idzie czytać Wielką Encyklopedię Bestii żeby się uspokoić.
W tym roku sam sobie kupił na koniec tygodnia starożytnego behemota. Oczywiście nie wytrzymał tylko już wczoraj go wykupił i postawił w dużym pokoju. Ubrał się w ten swój cały strój wojenny i siedział cały dzień z tym behemotem na środku mieszkania. Obiad (wampir) też z nim zjadł [cool][cześć]
Gdybym mnie na długość ręki dopuścili do wszystkich trupów w Dejyi to bym wziął i zapierdolił.
Jak któregoś razu, jeszcze w pierwszym czy drugim tygodniu, miałem urodziny to CragHack jako prezent wziął mnie ze sobą na walkę z troglodytami w drodze wyjątku. Super prezent kurwo.
Pojechaliśmy gdzieś wpizdu za miasto, dochodzimy nad tartak a Hackowi już się oczy świecą i oblizuje wargi podniecony. Rozłożył balistę i siedzimy nad drewnem i patrzymy na nich. Po pięciu minutach mi się znudziło więc zacząłem śpiewać to mnie Crag Hack pierdolnął tarczą po głowie, że troglodyci słyszą muzykę i się płoszą. Jak się chciałem podrapać po dupie to zaraz 'krzyczał szeptem', żebym się nie wiercił bo szeleszczę i oni czują jak się ruszam i uciekają. 6 godzin musiałem siedzieć w bezruchu i patrzeć na tartak jak w jakimś jebanym Steadwick. Urodziny mam w listopadzie więc jeszcze do tego było zimno jak sam skurwysyn. W pewnym momencie Crag odszedł kilkanaście metrów w las i zebrał jakieś ognisko. Wytłumaczył mi, że trzeba je zbierać bo troglodyci słyszą trzask ognia i się płoszą.
Wspomniałem, że Crag Hack ma kolegę Gurnissona, z którym jeździ na wojny. Kiedyś towarzyszem wypraw wojennych był hehe Yog. Ogr o kształcie piłki z tłustymi włosami i 365 dni w roku w przepasce biodrowej tylko. Byli z Hackiem prawie jak bracia, przychodził z żoną Gundulą na wigilie do nas itd. Raz Hack miał imieniny, Yog przyszedł na hehe kielicha. Najebali się i oczywiście cały czas gadali o jednostkach twierdzy. Ja siedziałem u siebie w pokoju. W pewnym momencie zaczeli drzeć na siebie mordę, czy generalnie lepsze są cyklopy czy behemoty.
WEŹ MNIE NIE WKURWIAJ YOG, WIDZIAŁEŚ TY KIEDYŚ JAKIE BEHEMOT MA SZPONY? CHAPS I RĘKA UJEBANA!
KURWA HACK CYKLOPY W KREWLOD PO 280 KILO WAŻĄ, TWÓJ BEHEMOT TO IM MOŻE NASKOCZYĆ
CO TY MI O CYKLOPACH PIERDOLISZ JAK LEDWO RUSAŁKĘ POTRAFISZ ZABIĆ. BEHEMOT TO JEST KRÓL WOJNY JAK LEW JEST KRÓL DŻUNGLI
No i aż się zaczeli nakurwiać zapasy na dywanie w dużym pokoju a ja z Gird musieliśmy ich rodzielać. Od tego czasu zupełnie zerwali kontakt. W zeszłym roku napisała Gundula, że Yog spadł z rowerka i zaprasza na pogrzeb. Odebrała akurat Gird, złożyła kondolencje, bierze się za odpisywanie i mówi o tym Cragowi, a on
I bardzo kurwa dobrze
Tak go za tego cyklopa znienawidził.
Wspominałem też o arcywrogu Crag Hacka czyli Erathiańskim Związku Nekromanckim. Stał się on kompletną obsesją Hacka i jak np. w karczmie mówią, że gdzieś było trzęsienie ziemi to on zawsze mamrocze pod nosem, że powinni w końcu coś o tych skurwysynach z EZN powiedzieć, bo to pewnie oni rzucili ten czar. Tabliczki też przestał czytać bo miał ból dupy, że o wojnach ani aferach w EZN nic się nie pisze.
Szefem koła EZN w mojej okolicy jest niejaki pan Sandro. Jest on dla Crag Hacka uosobieniem całego zła wyrządzonego przez Związek i Hack przez wiele lat toczył z nim wojnę. Raz poszedł na jakieś zebranie w karczmie gdzie występował Sandro i wrócił do domu z podartą koszulą bo siłą go usuwali z sali takie tam inby odpierdalał.
Po klęsce w starciu fizycznym ze zbrojnym ramieniem EZN Crag Hack rozpoczął partyzantkę targowiskową polegającą na szkalowaniu EZN i Sandro w karczmach lokalnych miast. Napierdalał na niego jakieś głupoty typu, że Sandro był tajnym współpracownikiem Kastore albo, że go widział na ulicy jak komuś gwoździem balistę rysował itd. Nie nauczyłem Hacka into przebieranie się więc skończyło się bagietami za szkalowanie i Crag musiał zapłacić Sandro 20000 złota i hełm czaszki.
Jak płacił to przez tydzień w domu się nie dało żyć, Crag Hack kurwił na przekupne sądy, EZN, Sandro i w ogóle cały świat. Z jego pierdolenia wynikało, że EZN jak jacyś masoni rządzi całym kontynentem, pociąga za sznurki i ma wszędzie układy. Przeliczał też te 20000 na gobliny, orki czy roki i dostawał strasznego bólu dupy, ile on by mógł np. kryształu za te 20k kupić (cztery sztuki).
Hack jakoś w zeszłym roku stwierdził, że koniecznie musi mieć ostrze armagedonu do walki bo niby korbacz gnolla to nie to i wszyscy go chcą oszukać
ale nie było go stać ani nie miał go gdzie trzymać a hehe frajerem to on nie jest żeby komuś płacić za przechowywanie więc zgadał się z jakąś Gem i jej kumplami z okolicy, że zdobędą miecz na spółkę, on będzie leżał u jakiegoś Gelu, który ma zamek a nie ledwo fort jak my, nad kominkiem w sali jadalnej, którą ten Gelu ma i się będą tym mieczem dzielili albo będą jeździć expić razem.
Na początku ta kooperatywa szła nawet nieźle ale w któryś weekend Crag Hack się rozchorował i nie mógł z nimi jechać i miał o to olbrzymi ból dupy. Jeszcze ci jego sojusznicy pisali, że trupy padają jak pojebane więc Crag Hack tylko leżał czerwony ze złości na łożu i sapał z wkurwienia. Sytuację jeszcze pogarszało to, że nie miał na kogo zwalić winy co zawsze robi. W końcu doszedł do wniosku, że to niesprawiedliwe, że oni walczą bez niego bo przecież po równo się zrzucali na miecz i w niedzielę wieczorem, jak te elfy już wróciły z wyprawy, wyszedł nagle z miasta.
Po godzinie wraca i mówi do mnie, że muszę mu pomóc z czymś przed miastem. Wychodzę na zewnątrz a tam nasz koń z przyczepą i ostrzem armagedonu xD Pytam skąd on to wziął a on mówi, że Gelu zajebał z zamku bo oni go oszukali i żebym łapał z nim ostrze i wnosimy do miasta XD Na nic się zdało tłumaczenie, że to zbyt potężny artefakt. Na szczęście miecz nie zmieścił się w worku (tajna akcja) więc Hack stwierdził, że on go przed miastem zostawi.
Za pomocą jakichś łańcuchów co były przy zmurszałym szkielecie i moich kajdanach wojny przypiął go do katapulty i zadowolony chce iść wracać do miasta a tu nagle przyjeżdżają 2 armie z Gelu i Gem- współwłaścicielami, którzy domyślili się gdzie ich własność może się znajdować xD Zaczęła się nieziemska inba bo elfy drą mordy dlaczego ostrze armagedonu ukradł i że ma oddawać a Crag Hack się drze, że oni go oszukali i on 10 kryształu się składał a nie walczył w ten weekend. Ja starałem się załagodzić sytuację żeby Crag od nich nie dostał wpierdolu bo było blisko.
Po kilkunastu minutach sytuacja wyglądała tak:
-Crag Hack leży na ziemi, kurczowo trzyma się wozu z amunicją i krzyczy, że nie odda
-Elfy krzyczą, że ma oddawać
-Gem ma rozjebany nos bo próbowała leżącego Hacka odciągnąć od wozu za nogę i dostała drugą nogą z kopa
-Dwóch archaniołów ciągnie Craga za nogi i mówi, że jedzie z nimi na komisariat bo pobił elfa
-We wszystkich oknach dookoła stoją gobliny
-Gird płacze i błaga Hacka żeby zostawił ostrze a archaniołów żeby go nie aresztowali
-Ja smutny_ork.h3m
W końcu policjanci oderwali Craga od ostrza. Ja podałem elfom klucz do łańcucha i zabrali miecz, rzucając wcześniej Crag Hackowi 10 kryształów i mówiąc, że nie ma już do ostrza armagedonu żadnego prawa i lepiej dla niego, żeby się nigdy w Erathii nie spotkali. Gird ubłagała archaniołów, żeby nie aresztowali Crag Hacka. Gem co dostała w mordę butem powiedziała, że ona się nie będzie pieoliła z łażeniem po komisariatach bo ma specjalizację namiot medyka i ma to w dupie tylko go nie chce więcej widzieć.
Crag Hack do tej pory robi z elfami gównoburzę w karczmach dla herosów bo założyli tam specjalny stolik, gdzie przestrzegali przed robieniem jakichkolwiek interesów z Crag Hackiem. Obserwowałem ten stolik i widziałem jak Crag nieudolnie się przebierał i krzyczał, np:
Terek2137
Strój taki sam jak Hack, tylko hełm zmienił i brodę dokleił
"Ten stolik założyli jacyś idioci! Znam Crag Hacka od dawna i to bardzo porządny człowiek i wspaniały wojownik! Chcą go oczernić bo zazdroszczą mistrzowskiej ofensywy!"
Potem jeszcze używał tych przebrań do prześladowania niedawnych kolegów od ostrza armagedonu. Jak któryś z nich miał być zrekrutowany to Hack się tam wpie**alał w przebraniu i np. krzyczał, ze ch*jowe ma umiejętności startowe i widać, że nie umie walczyć xD
Z tych samych przebrań udzielał się w swoich tematach i jak na przykład przyprowadzałem za niego rusałki na targ żeby je sprzedać to sam sobie krzyczał
Noooo gratuluję zwycięstwa! Widać, że doświadczony barbarzyńca!
a potem się z tego cieszył i pytał mnie i Gird czy słyszeliśmy jak go chwalą w mieście.

Uwaga, Nagi content +18 <<< wchodzisz na własną odpowiedzialność.
 
Mikus 



Pomógł: 18 razy
Wiek: 31
Dołączył: 27 Sty 2011
Posty: 2897
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2017-11-25, 10:42   

N-ta przeróbka najlepszej pasty, takie se.

Czemu władze tego świata robią ze mnie debila
Gówno w prasie, gówno w TV, gówno gównem zasila
 
Ravciozo 
Wielki Wuadca



Pomógł: 15 razy
Dołączył: 19 Lut 2014
Posty: 874
Skąd: Polska, Opole
Wysłany: 2017-11-25, 11:29   

Ale na razie imo najlepsza przeróbka

And we'll all dance alone to the tune of your death...
 
gastonki 


Pomógł: 1 raz
Dołączył: 15 Lip 2016
Posty: 49
Wysłany: 2018-03-27, 21:30   

Ja może coś dorzucę, bo to zdechło jak w Nekropolii:


Idę chodnikiem, adidasy w ch*j brudne. Już okoliczny menel ma lepsze buciory od moich.
Siadam na ławie przystankowej i siada obok mnie jakiś naje*any facet z butlą wódki i kilkoma puszkami po Warce. Myśle sobie: Gdzie ta pi*da jedzie skoro kanar po dwóch przystankach go wyj*bie. Ku*wa czekam tu dziesięć minut na ten je*any Solaris i mam tu czekać jakieś je*ane piętnaście minut. Chyba tych zje*ów z ZTM-u naprawdę poje*ało.
Nagle przychodzi starucha spod czwórki i zaczyna mnie napie*dalać torbą z warzywami, nie wiedząc o co jej chodzi
-Aha-przypominasz sobie-ja jej wczoraj pod drzwi narzygałem i chyba ta ku*wa chce mi się odwdzięczyć.
Przyjeżdza ten szlachetny zje*any złom na linii, na której ja nie jade.
Myślę sobie:Nosz w ku*wę do pier*olniętych kutasów.Jakim pier*olonym cudem to nie ta linia.
Nagle podchodzi taki Janusz, Sandały, w skarpetach dziura taka wielka, że mój kutang byłby większy od tej dziury, Wąs oje*any jakimś sosem, który je*ie kapustą z warzywniaka spod klatki i na doje*anie ma jeszcze obgryzane paznokcie. To jest jakiś je*nięty ch*j.
Nareszcie usłyszałem ten w ch*j ryczący silnik Jelcza. To mój autobus.Krzyknąłem:Jape*dole nareszcie ten kutasiarz przyjechał tym złomem fabrycznym. Jak wszedłem to o mało nie je*łem. Tam je*ało warzywami, wypocinami Januszy, Wymiocinami i jeszcze naku*wiało Disco Polo. Naprawde tragedia. Na dodatek jechałem na drugi koniec Warszawy, czyli jednym słowem:Przeje*ane! Po półgodzinnym wyroku autobusowym wysiadam i idę do chaty, mając nadzieję, że dostanę coś zajebistego. Nic bardziej mylnego. Wpie*dalam do chaty, rzucam plecak i krzyczę na starą wku*wiony: Co jest ku*wa na obiad!? Stara odpowiada:Masz synku pomidorkową i bigosik, dla ciebie!
Nagle się porządnie wku*wiłem i spierdoliłem do pokoju w sprawie zamówienia porządnego kebaba powtarzając sobie: Ale bym kebsa opier*olił!
Dzwonię z mojego już porysowanego Hujaweja w sprawie kebsa i nie mają tortilli. Więc jak się tu nie wku*wić. Potem wpier*oliłem bigos, tylko bigos bo pomidorowa mamy to nic innego niż rosół z przedwczoraj. Po obiedzie, który zgotowała moja stara poszłem z buta do baru, naje*ać się porządnego
piwska.Do klubu przyszedł taki uliczny dres, który zaczepia meneli i daje im porządny wpie*dol, choć nie chciałbym dostać od niego w ryj to i tak każdego wku*wia. Taki uliczny po*eb. Po ósmym kuflu piwska poszłem do chaty.Nagle dzwoni Paweł, mój kmpel.Pyta się mnie czemu nie waliłem konia z Maćkiem i Krystianem, sam zastanawiasz się jaki kit mu je*nąć ale rozłączył się cwel.Ch*j.Patrzę na ziemie i gazetka z Biedry.Podobno Janusze wykupili wszystkie świeżaki.Biorę i mówię
-Przyda się do starcia gówna z dupy.
Wracasz na telefonie jest dopiero dziesiąta w nocy i napie*dalam wszystkimi kończynami, jakie posiadam w drzwi krzycząc.
-Prosze otworzyć mi drzwi wy nietolerancyjne ku*wy!!
Na to sąsiad sebix:
-Zamknij pi*dę kutasie!!!
Jestem na sebixa wku*wiony, więc oglądam, jak stworzyć koktajl mołotowa.Robisz niespodziankę i trafiasz na szczęście na jego dziwkę.Akurat weszłem do domu, więc mam na razie święty spokój.
Gram se w Diablo i w momencie robienia ostatniego questa wchodzą psy.Szukają mnie.Ja spierdalam i uciekam wypie*dalając bigos starej.Psy mnie znalazły i tak trafiłem na komendę, zostałem oskarżony o morderstwo i tak obudziłem się z ch*jem wystawionym dumnie na zewnątrz.Patrzę i chyba miałem ostry melanż, jak musiałem mieć tak popier*olony sen.
 
Mikus 



Pomógł: 18 razy
Wiek: 31
Dołączył: 27 Sty 2011
Posty: 2897
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2018-03-28, 06:08   

To konkurs na najgorszą pastę widzę rozstrzygnięty, jakim zjebem trzeba być żeby coś takiego napisać...

BTW: http://www.filmweb.pl/film/Fanatyk-2017-783759

Czemu władze tego świata robią ze mnie debila
Gówno w prasie, gówno w TV, gówno gównem zasila
 
New Year 
Rinasce piu gloriosa



Pomógł: 38 razy
Dołączył: 20 Gru 2015
Posty: 666
Skąd: Z krainy ognia
Wysłany: 2018-03-28, 16:01   

Taka rada na przyszłość. Jakość pasty nie jest wprost proporcjonalna do liczby użytych wulgaryzmów. Ja rozumiem, że mogą one urozmaicać i wzmacniać przekaz tekstu, ale bez przesady. Wulgaryzm co kilka słów skutecznie odpycha od tekstu.

Feniks zawsze zaczyna ale TO ZAWSZE
 
Ravciozo 
Wielki Wuadca



Pomógł: 15 razy
Dołączył: 19 Lut 2014
Posty: 874
Skąd: Polska, Opole
Wysłany: 2018-03-28, 19:18   

Szanuję za odświeżenie tematu, ale ta pasta...dla mnie niestety dno. Zarzucę za to czymś samemu, żeby nie był offtop. Nie tekst, a film, ale imo dupę urywa, więc polecam obejrzeć :P

https://www.youtube.com/watch?v=D9UWVFJBpog

Edit, wklejam pierwszą część pasty i link do wątku, gdzie znajdziecie ich więcej:
- link: https://www.wykop.pl/wpis...ie-potrzebowal/
- pasta, pt. 1:
Spoiler:
--- Pokaż ---

Co się odjebalo to nie mogę. Słuchajcie potrzebowałem pracy na szybkości bo już musiałem się żuli prosić żeby mi na bułkę tarta pożyczyli to sobie ja sklejałem w domu i dwa chleby miałem ale chuj nie o tym. Trafiła się fucha, jako ochroniarz w ikeii. Wszystko zajebiście, rozmowa kwalifikacyjna poszła gładko. Generalnie praca ekstra, mało roboty patrzysz tylko czy ktoś czegoś nie zajebał, a nawet jeśli to i tak wyjebane, tam wszystko jest z tektury i jest warte nie więcej niż 15 zł, nawet z doniczek stalowych można składać samolociki i puszczać bo są kurwa z papieru. Wszystko było generalnie super aż wydarzyło się coś dziwnego. Ja zawsze zamykałem sklep o 23:00 koniec zmiany klucze do drzwi ostatni obchód i do domu. To był piątek pamietam. Jak gdyby nic dopełniłem obowiązku i wyjebałem na chatę. Nie wiedziałem o jednym. Ze niechcący w środku zamknąłem jakieś małżeństwo. Kurwa obsrałem się totalnie. Telefon od menadżera ,,coś dojebał alarm w restauracji włączony jacyś ludzie łażą i wpierdalaja klopsy na zimno z sosem żurawinowym i świąteczna szynkę za 12,99 pln. Zapierdalam swoim Lanosem o 3 w nocy pod sklep i słuchajcie. Wchodzę do środka odpalam latarkę idę do restauracji, wyjebałem się jeszcze o maskotkę kalafiora po drodze i przypierdolilem głową o szafkę ,,Steven". Wbijam do restauracji i słyszę szepty. No to krzyczę halo proszę wypierdalać tutaj ochrona. Nagle jeb dostałem czymś w głowę, wydaje mi się ze był to wałek do racuchów ,,Jonan" ale nie jestem pewien. Obudziłem się o 6 kiedy miałem otwierać sklep. Jak gdyby nigdy nic otwarłem i zacząłem przeglądać kamery. Myślałem ze jebne. Dwoje nagich ludzi zapierdala po magazynie i zbierają pudła i poskładane meble kuchenne. Mimo wszystko zaciekawiło mnie to. Oglądałem te kamery cały dzień. Słuchajcie, okazało się ze zbierali te meble i zanosili je takiego miejsca w magazynie gdzie nikt nie zagłada. Dział ogrodzenie. Odziani w żółte plastikowe worki z logo sklepu popierdalają z kawałkami mebli i układają je w jakieś dziwne budowle. I co mi odjebalo XD Wpadłem na pomysł. Tego dnia specjalnie zamknąłem sklep z trzema osobami w srodku plus te dwie co już były. Byłem zszokowany gdy wróciłem nad ranem i robiąc obowiązkowy obchód po magazynie znalazłem małą tekturowa zagrodę wykonaną z płotka Josë. W środku były pluszowe marchewki i jeże. Nie jestem pewien ale chyba na ziemi była jakaś zieleń, a dziwne bo można nabyć ją tylko w dziale zieleni... Nagle z ciemności wypadła jakaś postać i zaczęła coś krzyczeć wydaje mi się ze po nordycku, może nawet szwedzki, ale tak jakby słyszałem tylko nazwy mebli przyrządów zabawek które sprzedaje sklep. To był ten gość którego wczoraj zamknąłem, z włócznia zrobioną z włosów i ołówków. Zacząłem spierdalac co sił w nogach, poślizgnąłem się na stolcu, chyba ludzkim. Nagle goniły mnie trzy osoby, ubrane w żółte worki, prawie rozwalili drzwi do pokoiku ochroniarza gdy się w nim zamknąłem. Zniknęli w sumie tez nie wiem kiedy. Do końca dnia obserwowałem ich na kamerach. O ja jebe co tam się działo. Zaczęli od budowy prymitywnej chaty z biurka szkolnego Skagër i szafki Ölle. Sypali jakieś ziarna do zagrody z pluszowymi marchewkami i jeżami. Coś zbierali, wydaje mi się ze to były ołówki i papierowe taśmy miernicze i tworzyli z nich prymitywne narzędzia. To było niesamowite. Oni zaczęli tworzyć coś. Byłem w szoku. Zacząłem zamykać coraz więcej ludzi w sklepie. Zaczynałem od pojedynczych rodzin, naczęściej 2+1. Potem doszli staruszkowie a na końcu same dzieci. Przez te 3 miesiące zaczęła powstawać jebana cywilizacja. Powstawały domy z tektur i biurek, zagrody z pluszowymi zwierzętami. Żywili się klopsami i sosem żurawinowym. To było niesamowite. Ja tylko obserwowałem z daleka. Jak Bóg. Moje dzieci, tam w magazynie. Kiedy odkryli pierwsze niebieskie worki(dodatkowo płatne) powstała kasta mieszczan. Zamożni cywile społeczeństwa magazynu przywdziewali niebieskie worki czym zyskiwali szacunek i dostęp to dodatkowych zapasów szynki świątecznej i puree. Po kolejnych 2 miesiącach w magazynie powstało koloseum. Tak kurwa koloseum. Zbudowane z tektury i stołów Fälœ. Ja tylko patrzyłem. Widziałem walki na ołówki i wałki do naleśników Tœnyñ. Nie raz wydawane były wyroki śmierci, zwłoki trafiały do śmietników Käny i wyjeżdżały na wózkach przemysłowych do rzeki obok sklepu. Po miesiącu powstawały pierwsze środku transportu. Rydwany z wózków zaprzęgnięte w no właśnie w żółtoworkowców. Nie wspomniałem ze na przestrzeni czasu niebiescy totalnie zawładnęli żółtymi. Obcięli wysokie stanowiska urzędowe na działach wystroju niszcząc żółtych i zaciągając ich do katorżniczej pracy przy uprawie fikusów Fykön i struganiu ołówków. Ja tylko patrzyłem. Zaczęły powstawać kolejne miasta. Najpiękniejsze było miasto Skyën, w dystrykcie dziecięcym. To tam powstała pierwsza kolej drewniana, a wagony słuchajcie były połączone innowacyjnym systemem magnetycznych kulek. To było piękne. Wielcy naukowcy pracowali na dziale biuro tworząc genialne projekty urządzeń użytku domowego i nadając im adekwatne wyśmienite nazwy. Szczególnie pamietam wyciskacz do owoców Dildö, który dzięki regularnym wibrującym ruchom penetrował owoc i wyciskał z niego wszystkie soki. Lubialem patrzeć tez kiedy szlakiem handlowym (obok wyjścia ewakuacyjnego) przemykały kordony kupieckie na wózkach przemysłowych sprzedając swoje genialne wyroby: obrazy z działu sztuka które w rzeczywistości są zdjęciami, stoliki Chöj i inne. Przełomem było wynalezienie broni palnej, do tej pory mianowicie wojska posługiwały się procami Pyždä miotajacymi kolorowymi kamyczkami z działu wystroju wnętrz. Patrzyłem na nich z miłością. Wyznaczałem im wszystkie błędy, ale też karałem za przewinienia. Uwielbiałem jak coś odjohnpaulili zgasić im światła w magazynach. Co tam się odpierdalalo XD Zwoływano posiedzenie starszyzny niebieskoworkowej. Przyjeżdżali kapłani z całego sklepu. Dział łazienka, kuchnia, salon, pokój dziecięcy itd. Padali na kolana i odmawiali jakieś modlitwy chuj wie co włączałem im światło po 5 minutach. Raz to nawet włączyłem, oni radość, krzyki, składają w ofierze pluszaki w kształcie słoni Elepchöy. A ja jeb i im gaszę. O kurwa. Wzięli tych kapłanów i ich zaczęli napierdalać mieszalnikami do mas cukierniczych, a potem ucięli im głowy i wywiesili zamiast kloszy do lamp Decäpitaciö. Od tamtej pory już im nie wyłączałem tego światła. Zaczęło mnie frustrować kiedy zauważyłem ze niebieskoworkowcy znęcają się nad żółtoworkowcami wyjątkowo perfidnie. Nie wiem czemu ale upodobali sobie zabawę jak to nazwali Dåjdöpy. Polegało to ma tym że jeden żółty wkłada swoją piętę drugiemu w odbyt i śpiewa pieśni opiewające niebieskich monarchów, podczas gdy sklinczowany kolega wyjękuje mu muzykę pod rytm. Wyjątkowo perfidne ale muszę przyznać ze mnie zaciekawiło. Powoli rodziły się kolejne miasta, a rozwój technologiczny zdawał się nie mieć końca. Zamykałem ich coraz więcej. Raz nawet miałem bekowy pomysł i przed megafonem postawiłem paproć Fjuttëk i podpaliłem ją. Jak przechodził jeden z żółtych to zacząłem napierdalać przez megafon: Jam jest pan twój itd. Skurwysyn spisał 10 przykazań na drzwiach od szafki Skagërr i spierdolil z 40 innymi żółtymi z niewoli z działu sprzętu kuchennego. Wszystko zaczęło się pierdolić kiedy... koniec części 1

And we'll all dance alone to the tune of your death...
 
miaq1

Dołączył: 25 Lip 2018
Posty: 4
Wysłany: 2018-08-26, 15:28   

Czy to jest to o fanatyku wędkowania? :P

Pozew rozwodowy
 
Nafets Chanab 
Wielki Rodak

Wiek: 22
Dołączył: 12 Lut 2019
Posty: 6
Skąd: Państwo Polin
Wysłany: 2019-02-13, 22:18   

Może dudy nie urywa, ale mnie rozbawiło nawiązanie do zmyślonych historii z pewnym jegomościem w roli głównej…

Spoiler:
--- Pokaż ---

Ateista usiadł w samolocie obok małej dziewczynki, odwrócił się do niej i powiedział:
– Czy chciałabyś ze mną porozmawiać? Dzięki naszej rozmowie lot samolotem potrwa krócej. Zresztą dialog sprawia, że stajemy się bliżsi.

Mała dziewczynka, która właśnie zaczęła czytać książkę, odpowiedziała nieznajomemu,
– O czym chciałbyś porozmawiać?

– Och, nie wiem – odpowiedział ateista.
– Może o tym, dlaczego Bóg nie istnieje? Lub: Dlaczego nie ma nieba, czyśćca lub piekła po śmierci? –uśmiechnął się z zadowoleniem.

– Dobrze – odpowiedziała mała dziewczynka.
– To może być nawet interesujący temat – dodała – ale pozwolisz, że ja pierwsza zadam ci pytanie?
Ateista zadowolony pokiwał głową.
– Koń, krowa, jeleń i wszyscy jedzą te same rzeczy czyli trawę. Ale jeleń wydala małe granulki, natomiast krowa robi płaską „Patty”, a koń produkuje kępy. Jak myślisz: dlaczego tak jest?

Ateista, wyraźnie zaskoczony inteligencją małej dziewczynki, namyślił się chwilkę i odpowiedział:
– Hmmm, nie wiem… nie mam pojęcia.

Dziewczyna patrząc mu w oczy odpowiedziała:
– Czy naprawdę uważasz się za osobę kompetentną do dyskusji o Bogu, o niebie lub piekle? Czy naprawdę chcesz dyskutować o życiu po śmierci? Kiedy Ty nie potrafisz dyskutować nawet o gównie.

A potem mała dziewczynka wróciła do czytania książki…
Tą dziewczynką był Albert Einstein.


[ Dodano: 2019-02-14, 21:35 ]
Aha, jeszcze jedna, takiej platyny nie mogło zabraknąć!

Spoiler:
--- Pokaż ---

[MAJOR]
No, ja chchiałem się wypowiedzieć, na ten temat, co wy ludzie mówicie ogółem.
Ja mogę, czy ja mogę wstanąć, czy mogę usiąść, ale ogółem.
Czy jest ziemia płaska? Płaska, jaka pł... no pła.

Ja byłem na księżycu, prawie, i poprostu księżyc patrzył na ziemię, ale ziemia czy jest płaska? no czy jest stół płaski?
Ale ziemia czy jest płaska? Ludzie ogółem zastanówcie się.

Ja byłem ostatnio na księżycu i spadała czy na ziemię płaską czy na kulą odporną od płaskiego.
Ja nie wiem jeszcze. ogółem spotkałem człowieka takiego wspaniałego i o to nie był człowiek.

To był żuber z sarną, i spadałem i spadłem na żubra i on powiedział nie to niezabardzo jest płaska ziemia, to jest pół okrągła. Ale ja mówię co ty pierdolisz to musi być inaczej, jak inacz, jak a on mówi do mnie inaczej? O Jak inaczej.

A ja za róg go mówi Inaczej, mówi Inaczej, jak inaczej. Ktoś wymyślił ziemię. Czy jest płaska. Ja mówię co ty pierdolisz kurwa głupoty jak jest pół okrągła a z tej strony jest okrągła. I on mi zaczeliśmy myśleć.

O cholera. Dobry człowiek! Jakie, ja mówię, myślę to dobry człowiek? Popatrzcie na historię na którą niektórzy lecieli na księżyc, polecieli dalej i lądowali na żubra.

To ja byłem ostatnio na księżycu? Okrągła... A słońce?! Słońce się obraca na, na czym się obraca? Na płaskim? To kurwa musiało przepraszam musiałoby mieć sto lat, to musi być coś okrągłego.

Prostu ja chciałem się na ten temat wypowiedzieć bo ja nie jestem historykiem, bo ja byłem tam i jestem tutaj. Po prostu pewne rzeczy no świat nauczył mnie i prostu chciałem wam powiedzieć że zastanówcie się czy jest ziemia okrągła.

Ja myślę że jest pół okrągła? Aj nie to musi być, ona mu musi się przwracać musi mieć ość jakąś. A jaką ość, a ja nie wiem od słonia. Nie no oś i po prostu powiem wam że zastanówcie się

[KONONOWICZ & MAJOR]
K: Mam pytanie. Do pana. Panie

M: Spadłeś na. A byłeś na księżycu?

K: Nie byłem na księżycu, ale.

M: I nie będziesz.

K: Ale chcę zadać dla pana pytanie. Kto zatrzymał ziemię, a kto zatrzymał słońce. Jaki człowiek

M: Orbit

K: A nie, bo pan nie zgadł tylko był Kopernik

M: A orbit to on był orbitem

K: A nie

M: A nie wiem czy pan. Kopernika każdy zna że on tam był. A to był a no wiadomo co ja powiedziałem i poprostu

K: A to ziemia nie jest okrągłą? Tylko płaska?

M: A jak oni mówią, co oni tam pierdolą że jest płaska a księżyc kurwa

K: A to jest pierdolenie?

M: Nie wiem, no spytaj się.

K: Ale No ale przepraszam tam pan był na księżycu, to co pan widział tpuuuu co jakzfegda pierdolenie się?

M: Tam jest dobre rżnięcie.

K: A czego?

M: Nie wiem. Osła.

K: O

M: Tam osły też pijają

K: A dgod a fnaydnaJFJG?

M: No spytaj się orbity .

K: A jakiego?

M: Tam który był.

K: To ty byłeś przecież byłeś orbitem

M: To ja nie muszę całej prawdy mówić

K: Ale czemu eeeee.

M: Ja wole ja żubra wole, choć jak ja byłem tam na górzę i pływałem tam na żubra

K: Z góry?

A co? Nie mogłem? A co?

K: A ile Pan leciał na Żubra?

Ile lat? To moment jest. Raz, raz, raz oooo siema. I pijemy sobie Żubra.

K: A ile Pan wypił Żubrów?

M: Nie interesuj się.

K: O przepraszam nie wypił ja się pomyliłem z pytaniem. Ile Pan razy skakał na Żubra?

M: Raz skoczyłem to miałem Żubra.

K: Przepraszam bo jeszcze mam pytania czy Żubry też są?

M: To, to spytaj się ich.

K: Nie ja chciałem się Pana spytać się Panie Kosmonauto.

M: Tam jest wspaniały świat pamiętaj.

K: Lepszy jak tu?

M: Żebyś tam był na górze i spadał. Z księżyca albo dalej to byś zobaczył który Żubr. Żubry teraz się mieszają.

K: Z czym?

M: Z misiami polarne. Wiesz dlaczego?

K: Ja myślałem, że Żubry się miesza jak groch z kapustą.

M: Ja tego …

K: Groch z kapustą Panie Orbit to się nie zje

M: Ja jeszcze tego nie słyszałem.

K: Jak groch z kapustą jedzą czy nie?

M: Nieeee. Jak groch to niektórzy te? Z tego? Mają.

K: Z czego?

M: Zależy od żołądka pamiętaj.

K: Tam żołądków nie mają?

M: Mają! Ale groch?

K: Nie. Pan powiedział, że zależą od żołądka. To tam mają żołądki czy nie mają Orbici?

M: Ale z kim Pan rozmawia?

K: Z majorem

M: Major

K: Yyyyy przepraszam nie z Majorem ja się pomyliłem. Przepraszam bardzo yyyy z tym z kosmonautą.

M: Oooo jaki kosmonauta?

K: No jak Pan tam był to kosmonauta się nazywasz.

M: Ja jestem światowym człowiekiem pamiętaj.

K: Światowy?

M: Każdy człowiek polski mnie zna!

K: Karolinka!

M: Karolinka to jest …

K: Karolinka co ten człowiek plecie? On chyba koszałki kobiałki plecie.
M: Taaa ty w Białce chyba był.

K: Ja w Białce nie byłem tylko on pleci koszałki kobiałki. Chyba. A Pan tam nie zagląda nieeee. EEEE!! Pan tam nie zagląda do niej. Tam zabronione. Bo pan coś szukasz u niej.

M: A co ty chcesz? Ty ją szurass non stop taka dziura wielka. Trzy dziury wielkie. Ja rozpierdoliłem, przepraszam, że to powiedziałem no i ja rozpierdoliłem i nie ma di wa a ty kurwa ją.

K: No właśnie i nie ma jak się intereretesaszdf a ty przychodzisz i uciekasz

M: Ja nie chcę powyzywać reguła jest jedna i druga rozpierdolona. Nie bo dostane z pół banana

K: Co?

M: Jajco

K: Jajco to u kury kokoko.

M: Nie wpierdalaj się w gło.

K: A ja nie wpierdalam.

M: To twoja jest kurwa.

K: To nie moja.

M: Gospodzidynia. Która wali i nogę zagina, ale zagina nogę to ją nie wiem która bo znikasz.

K: A z kobietą też z kobietą też to robisz tylko z ciuraśkiem(?)

M: OOOOO, o to jest prawda, ooooo powiedzieliście że ja ją szturaszją.

K: A pani Beatko, em spytam się u pani

M: Proszę tej kobiety nie hrrr a czemu czy to

K: A kobiety się nie kocha?

M: Przepraszam to tak ciężko i a czemu aa e y c o

K: Co ty robisz ze mnie

M: Ja chciałem przytulić ciebie

K: Ją?

M: Apodudu ja kocham bardzo aż tak jak to się mówi siurek stoi.

K: U pana?

M: Mordę rozjebałeś. Rozjebałeś. Cipkę rozjebałeś i co dalej będzie?

K: Wiesz co? trochę kultury.

M: No, Kulturki?

K: Tak.

M: Ale dlaczego ty ją przeprowadzasz ją. To twoja kobieta. Przepraszam bardzo.

K: Raz przepraszam, a później mnie obrazisz.

M: Obrażam?

K: Tak.

M: Jak ty ją przyprowadzasz. Jak ty idziesz z nią do swojego pokoju. Ona leży, a ty idziesz, a ty do mnie mówisz no kurwa jesteś narkomanienem.
 
Mikus 



Pomógł: 18 razy
Wiek: 31
Dołączył: 27 Sty 2011
Posty: 2897
Skąd: Bydgoszcz
Wysłany: 2019-02-15, 06:55   

Nasrane masz w głowie gandalf.

Czemu władze tego świata robią ze mnie debila
Gówno w prasie, gówno w TV, gówno gównem zasila
 
Nafets Chanab 
Wielki Rodak

Wiek: 22
Dołączył: 12 Lut 2019
Posty: 6
Skąd: Państwo Polin
Wysłany: 2019-02-15, 14:58   

Uskuteczniasz off-topic Mikus.

Jak już chcecie przeróbki fanatyka, to proszę bardzo:
Spoiler:
--- Pokaż ---

Mój stary to fanatyk geometrii. Pół mieszkania zajebane dowodami najgorsze. Średnio raz w miesiącu nie zrobię zadania domowego do szkoły, bo do późnej nocy kuję twierdzenia z jego książek. W swoim 18 letnim życiu już z 10 razy dostałem lufę za brak zadania. Tydzień temu poszedłem na polski to baba na początku lekcji jak mnie tylko zobaczyła to kazała zadanie pokazać xD bo myślała, że znowu dostanę szmatę.

Druga połowa mieszkania zajebana „Kwadratem”, „Deltą”, kserokopiami z archOMa xD itp. Co tydzień ojciec robi objazd po wszystkich zaprzyjaźnionych nauczycielach matematyki w okolicy, żeby skompletować wszystkie olimpijskie broszurki. Byłem na tyle głupi, że nauczyłem go into internety bo myślałem, że trochę pieniędzy zaoszczędzimy na tym jego jeżdżeniu ale teraz nie dosyć, że jeździ to jeszcze siedzi na jakichś forach dla olimpijczyków i kręci gównoburze z innymi nauczycielami o rozwiązania zadań itp. Potrafi drzeć mordę do monitora albo wypierdolić klawiaturę za okno. Kiedyś ojciec mnie wkurwił to założyłem tam konto i go trolowałem pisząc w jego tematach jakieś losowe głupoty typu twierdzenie Menelaosa ssie pałe. Matka nie nadążała z gotowaniem bigosu na uspokojenie. Aha, ma już na forum rangę POMPE, za najebanie 10k postów.”

Jak akurat nie ma lekcji, to co weekend napierdala zadania z geo. Od jakichś 5 lat w każdą niedzielę rozwiązuję zadanka z planimetrii, a ojciec pierdoli o zaletach używania jakichś zjebanych twierdzeń. Jak się dostałem do finału to stary przez tydzień pierdolił że to dzięki temu, że rozwiązuje dużo zadanek z twierdzeniami o trójkącie, bo na II etapie były akurat dwa.

Co sobotę budzi ze swoim znajomym nauczycielem mirkiem całą rodzinę o 4 w nocy bo hałasują klnąc, że ich dowód nie działa dla trójkątów rozwartokątnych.
Przy jedzeniu zawsze pierdoli o przekształceniach rzutowych i za każdym razem temat schodzi w końcu na Komitet Główny Olimpiady Matematycznej, ojciec sam się nakręca i dostaje strasznego bólu dupy durr za mało geometrii dają tylko ciągle to cholerne funkcje hurr, robi się przy tym cały czerwony i odchodzi od stołu klnąc i idzie czytać Geometrię Trójkąta Zetela żeby się uspokoić.

W tym roku sam sobie kupił na święta C.a.R’a. Oczywiście do wigilii nie wytrzymał tylko już wczoraj ją zainstalował i siedział przed komputerem. Naszkicował tam trójkąt i siedział najebał na tym ekranie pierdyliard odcinków. Okręgi (wpisane) też w nim dorysował [cool][cześć]

Gdybym mnie na długość ręki dopuścili do wszystkich figur geometrycznych w matematyce to bym wziął i zapierdolił.

Jak któregoś razu, jeszcze w gimbazie czy licbazie, miałem urodziny to stary jako prezent wziął mnie ze sobą na wykłady z geometrii analitycznej w drodze wyjątku. Super prezent kurwo.

Pojechaliśmy gdzieś na jakiś uniwerek, wchodzimy na salę, a ojcu już się oczy świecą i oblizuje wargi podniecony. Rozłożył swój zeszyt i siedzimy na wykładzie i patrzymy na lematy. Po pięciu minutach mi się znudziło więc zacząłem sobie trzaskać nierówności z Muirheada to mnie ojciec pierdolnął linijką po głowie, że nierówności są tylko w pierwszym etapie i że chuj będzie, a nie laureat. Jak się chciałem się za wielomiany wziąć, to zaraz ‚krzyczał szeptem’ żebym to zostawił bo wielomiany są trywialne i najczęściej odpowiedź brzmi „istnieje”. 6 godzin musiałem siedzieć w bezruchu i patrzeć na tablicę zajebaną dowodami jak w jakiejś jebanej „czternastce”. Urodziny mam w listopadzie więc jeszcze do tego czasu zrobiłem już 2 listy. W pewnym momencie ojciec wziął moją kopertę z 3 serią i wyjebał do kosza. Wytłumaczył mi, że dowody z planimetrii muszą być co najmniej na 4 strony, żeby sprawdzający nie doczepili się do pierdół.
Wspomniałem, że ojciec ma kolegę mirka, z którym rozwiązuje zadanka. Kiedyś towarzyszem olimpijskich zmagań był hehe Zbyszek. Człowiek o kształcie piłki z wąsem i 365 dni w roku w wygniecionej koszuli nauczyciela matematyki. Byli z moim ojcem prawie jak bracia, przychodził z żoną Bożeną na wigilie do nas itd. Raz ojciec miał imieniny zbysio przyszedł na hehe trójkąty. Zaczęli je rysować i oczywiście cały czas gadali o zależnościach i przekształceniach. Ja siedziałem u siebie w pokoju. W pewnym momencie zaczeli drzeć na siebie mordę, czy generalnie lepszy jest dwustosunek czy proste biegunowe.

WEŹ MNIE NIE WKURWIAJ ZBYCHU, WIDZIAŁEŚ ILE ZADAŃ MOŻNA Z DWUSTOSUNKU ZROBIĆ? CIACH I DOWÓD SKOŃCZONY!
KURWA TADEK Z BIEGUNOWYCH MOŻESZ ZROBIĆ DOSŁOWNIE KAŻDE ZADANIE Z GEO, TWÓJ DWUSTOSUNEK TO IM MOŻE NASKOCZYĆ
CO TY MI O BIEGUNOWYCH PIERDOLISZ JAK LEDWO TYTUŁ FINALISTY W LATACH 70 MIAŁEŚ. DWUSTOSUNEK TO JEST KRÓL GEOMETRII JAK LEW JEST KRÓL DŻUNGLI
No i aż się zaczęli nakurwiać zapasy na dywanie w dużym pokoju a ja z matką musieliśmy ich rozdzielać. Od tego czasu zupełnie zerwali kontakt. W zeszłym roku zadzwoniła żona zbysia, że zbysio spadł z rowerka i zaprasza na pogrzeb. Odebrała akurat matka, złożyła kondolencje, odkłada słuchawkę i mówi o tym ojcu, a ojciec

I bardzo kurwa dobrze
Tak go za te proste biegunowe znienawidził.

Wspominałem też o arcywrogu mojego starego czyli KGOM. Stał się on kompletną obsesją ojca i jak np. w telewizji mówią, że średnia matur w tym roku spadła, to stary zawsze mamrocze pod nosem, że powinni w końcu coś o tych skurwysynach z KGOM powiedzieć. Gazety niematematyczne też przestał czytać bo miał ból dupy, że o wynikach olimpiad ani aferach w KGOM nic się nie pisze.

Koordynatorem OM w moim województwie jest niejaki Pan Adam. Jest on dla starego uosobieniem całego zła wyrządzonego polskim olimpijczykom przez Komitet i ojciec przez wiele lat toczył z nim wojnę. Raz poszedł na jakiś obóz naukowy gdzie wykładał Adam i stary wrócił do domu z podartą koszulą bo siłą go usuwali z sali takie tam inby odpierdalał.

Po klęsce w starciu fizycznym ze zbrojnym ramieniem KGOM ojciec rozpoczął partyzantkę internetową polegającą na szkalowaniu KGOM i Adama na forach dla olimpijczyków. Napierdalał na niego jakieś głupoty typu, że Adam był w liceum na profilu humanistycznym albo, że dostał ma dyplom, bo miał plecy w partii itd. Nie nauczyłem ojca into TOR więc skończyło się bagietami za szkalowanie i stary musiał odpracować swoje czyny tłumacząc twierdzenie cosinusów głąbom z technikum.

Jak odpracowywał to przez tydzień w domu się nie dało żyć, ojciec kurwił na przekupne sądy, KGOM, Adama i w ogóle cały świat. Z jego pierdolenia wynikało, że KGOM jak jacyś masoni rządzi całym system edukacji, pociąga za sznurki i ma wszędzie układy. Przeliczał też te godziny lekcyjne na zadanka czy wykłady i dostawał strasznego bólu dupy, ile on by mógł np. lematów udowodnić

Stary jakoś w zeszłym roku stwierdził, że koniecznie musi mieć geogebrę do rozwiązywania zadanek, bo niby rysowanie na kartce za długo trwa, a te zadania można zrobić w 5 minut

synek na komputerze to się prawdziwe zadanka robi! tam jest żywioł!
ale nie było go stać ani nie miał konta na torrentach, a hehe frajerem to on nie jest żeby komuś płacić za pobranie więc zgadał się z jakimiś matematykami okolicy, że kupią program na spółkę, on będzie na kompie u jakiegoś janusza, który ma 8-mio rdzeniowy procesor, a nie starego acera jak my, na dysku, który ten janusz ma specjalnie na rzeczy z matmy i się będą tym programem dzielili albo będą rozwiązywać razem.

Na początku ta kooperatywa szła nawet nieźle ale w któryś weekend ojciec musiał prowadzić lekcje i nie mógł z nimi robić zadań i miał o to olbrzymi ból dupy. Jeszcze ci jego koledzy dzwonili, że w tym programie można najebać 150 odcinków w okręgu i wszystko widać więc mój ojciec tylko siedział czerwony ze złości na lekcjach i sapał z wkurwienia. Sytuację jeszcze pogarszało to, że nie miał na kogo zwalić winy co zawsze robi. W końcu doszedł do wniosku, że to niesprawiedliwe, że oni robią zadanka bez niego bo przecież po równo się zrzucali na program i w niedzielę wieczorem, jak te janusze już skończyli całą serię z obozu naukowego, wyszedł nagle z domu.

Po godzinie wraca i mówi do mnie, że muszę mu pomóc z czymś przed domem. Wychodzę na zewnątrz a tam wózek z komputerem tego janusza xD Pytam skąd on ją wziął a on mówi, że januszowi zajebał z domu bo oni go oszukali i żeby łapał z nim kompa i wnosimy do mieszkania XD Na nic się zdało tłumaczenie, że zajmie całe biurko. Na szczęście komputer był za ciężki, więc stary stwierdził, że on go zostawi w przedpokoju.

Za pomocą jakichś przedłużaczy i mojego sprzętu podłączył go do prądu i zadowolony chce zacząć robić listy a tu nagle przyjeżdżają 2 samochody z januszami współwłaścicielami, którzy domyślili się gdzie ich własność może się znajdować xD Zaczęła się nieziemska inba bo janusze drą mordy dlaczego komputer ukradł i że ma oddawać a ojciec się drze, że oni go oszukali i on 200zł się składał a nie robił zadanek w ten weekend. Ja starałem się załagodzić sytuację żeby ojciec od nich nie dostał wpierdolu bo było blisko.

Po kilkunastu minutach sytuacja wyglądała tak:

-Mój ojciec leży na ziemi, kurczowo trzyma się komputera i krzyczy, że nie odda

-Janusze krzyczą, że ma oddawać

-Jeden janusz ma rozjebany nos bo próbował leżącego ojca odciągnąć od komputera za nogę i dostał drugą nogą z kopa

-Dwóch policjantów ciągnie ojca za nogi i mówi, że jedzie z nimi na komisariat bo pobił człowieka

-Z mieszkań na piętrze powychodzili sąsiedzi

-Moja stara płacze i błaga ojca żeby zostawił komputer a policjantów żeby go nie aresztowali

-Ja smutnazaba.psd

W końcu policjanci oderwali starego od komputera. Ja odłączyłem swój sprzęt i janusze zabrali kompa, rzucając wcześniej staremu 200zł i mówiąc, że nie ma już do geogebry żadnego prawa i lepiej dla niego, żeby się nigdy na wykładach nie spotkali. Matka ubłagała policjantów, żeby nie aresztowali ojca. Janusz co dostał w mordę butem powiedział, że on się nie będzie pierdolił z łażeniem po komisariatach i ma to w dupie tylko ojca nie chce więcej widzieć.

Stary do tej pory robi z januszami gównoburzę na forach dla olimpijczyków bo założyli tam specjalny temat, gdzie przestrzegali przed chodzeniem na jakiekolwiek zajęcia z moim ojcem. Obserwowałem ten temat i widziałem jak mój ojciec nieudolnie porobił trollkonta

Euler66
Liczba postów: 1
Ten temat założyli jacyś idioci! Chodziłem na kółka do stary_anona od dawna i to bardzo porządny nauczyciel i wspaniały matematyk! Chcą go oczernić bo zazdroszczą tylu laureatów!
Potem jeszcze używał tych trollkont do prześladowania niedawnych kolegów od geogebry. Jak któryś z nich zakładał jakiś temat to ojciec się tam wpierdalał na trollkoncie i np. pisał, ze chujowe zadanka robią i widać, że nie umieją geometrii xD

Z tych samych trollkont udzielał się w swoich tematach i jak na przykład wrzucał zdjęcia rozwiązanych przez siebie zadań to sam sobie pisał

Noooo gratuluję dowodu! Widać, że wybitny matematyk!
a potem się z tego cieszył i kazał oglądać mi i starej jak go chwalą na forum


A skoro to niby forum poświęcone Heroes 3, to jeszcze dodam jedno (ostrzegam, dużo wulgaryzmów):
Spoiler:
--- Pokaż ---

Słuchajcie, byłem na kontynencie, w Deyji, polazłem sobie do gildii magów i siedział tam taki typowy kurwa nekromanta w mordę jebany Sandro, brudny cały i zaczął napierdalać, że o jak ja bym takiego barbarzyńcę zobaczył to bym go kurwa zabił no i wiecie co dalej. Napierdalał że nienawidzi behemotów i tak dalej, i tak dalej. To ja se myślę, myślę sobie tak: no czekaj trupiarzu jeszcze zobaczymy. No i następnego dnia byliśmy na kapitolu w Nekropolii z Yogiem, nie. Yog jest z Bracady i patrzymy jak ten nekromanta wychodzi z karczmy ze
swoją wampirzycą, fajna dupa. Ja mówię czekaj kurwa, zobaczymy kto jest teraz dżinn. I tak: zaszliśmy go od tyłu, ja go powaliłem na ziemię tę brudną nekromancką kurwę i trzymam, nie. A Yog podszedł do jego wampirzycy, fajna
dupa jeszcze raz podkreślam, i mówię patrz co teraz będzie, patrz kurwa na swoją zdzirę. I wiecie, Yog nawet nie musiał nic robić tylko wyciągnął swoją gałę ze spodni. Ta wampirzyca jak to wampirzyca zobaczyła krewlodzką gałę, mokro się jej zrobiło i oddała mu się na środku miasta na tym pierdolonym
cmentarzu kurwa a ten Sandro którego trzymałem wołał "niech to, kurwa, przestań mu ssać, nieeee, chociaż udawaj że on cię gwałci, niech ci nie będzie tak dobrze z barbarusem nie no". I Yog z nią skończył, spuścił się jej do ryja, do nosa, do dupy, wszędzie się jej spuścił. No i ja tego nekromantę puściłem,
nie, i ten debil zamiast, nie wiem, przyzwać szkielety, to on tę wampirzycę zaczął napierdalać magicznymi strzałami, no zabił ją w końcu. I my sobie usiedliśmy na grobie z Yogiem nie, pijemy sobie wodę z magicznej studni, śmiejemy się z niego a ten nekromanta kurwa się poderwał w naszym kierunku, my się odsunęliśmy, wskoczył na ścieżkę i rozdeptał go kościany
smok, fajnie, nie? Rozdeptał go kościany smok i zdychał, jeszcze go kurwa korbaczami gnoili tykaliśmy, jebana nekromancka kurwa. Yog się śmiał, ja się śmiałem i obaj poszliśmy do gildii magów. Jebać kurwa deyjskie nekromanckie kurwy jebane trupie śmiecie kurwa.
 
Ravciozo 
Wielki Wuadca



Pomógł: 15 razy
Dołączył: 19 Lut 2014
Posty: 874
Skąd: Polska, Opole
Wysłany: 2019-02-15, 19:22   

Nie spodziewałbym się matematycznej przeróbki Fanatyka, jedna z lepszych imo

Spoiler:
--- Pokaż ---

Byłem sobie dziś z loszką w Decathlonie, gdyż chciała sobie wybrać ciuszki do biegania.
Wchodzimy do sklepu i już od pierwszego rzutu okiem go zauważyłem - kilkuletni dzieciaczek zapierdalający po sklepie z gałą i drący się wniebogłosy - standard jak na Decathlon. Olałem.

Loszka wybiera ciuszki, ja oczywiście przytakuję, że tak, ładne, pasuje ci, przewiewne na pewno. Idziemy do przymierzalni.
Ona się chowa za kotarą, mówi żebym trzymał i nie podglądał jak przymierza stanik. No ok, prywatność, rozumiem. Stoję więc tak sobie i trochę mi się nudzi. I nagle uderzenie w tył pleców. Odwracam się, a z tyłu ten dzieciaczek z nunczakami ze stojącego nieopodal stoiska Aikido. Uśmiechnąłem się w jego stronę. Odszedł. Po kilku chwilach to samo - cios w plecy, za mną ten dzieciaczek. I jeszcze raz.

Się wkurwiłem, widzę że na chwilę zniknął, więc opuściłem swoją loszkę na te 30 sekund, podbiegłem do stoiska Aikido, wziąłem drewnianą katanę i wróciłem na stanowisko. Czekam.

Kiedy poczułem uderzenie w plecy, odwróciłem się z całych sił przypierdoliłem na odlew w łeb drewnianym mieczem, aż się dzieciak poskładał w miejscu i przestał ruszać. Nagle podbiega mamusia i się drze, że policję wezwie etc., to kurwie też przyjebałem, dodając jeszcze nad truchłem "KENDO DROGA MIECZA SZMATO".
Kupiłem loszce krótkie spodenki, stanik sportowy i koszulkę tego dnia.

And we'll all dance alone to the tune of your death...
 
Nafets Chanab 
Wielki Rodak

Wiek: 22
Dołączył: 12 Lut 2019
Posty: 6
Skąd: Państwo Polin
Wysłany: 2019-04-05, 17:51   

^lolłem, niezłe

Spoiler:
--- Pokaż ---

Bardzo proszę, programiści.
- Panie prezesie, bo tu padło takie pytanie, ponieważ bardzo mocno krytykuje Pan języki wysokiego poziomu. Tej zimy było takie badanie, w którym języku programiści najmniej boją się o pamięć. Pierwsze miejsce C#, drugie miejsce java, trzecie Ruby...
- A nie było tam Pythona przypadkiem?
- Nie nie było Pythona.
- Nie było Pythona popatrz Pan.
- Był ale nie był w pierwszej trójce Panie prezesie. Jednak tam funkcjonuje jak pan to nazywa wredny Garbage Colector, trzech na stu programistów boi się o pamięć w programie to chyba nie jest tak dużo prawda? Może jednak idźmy tą drogą a nie natywizmami które mają zero dwa poparcia w społeczeństwie no i jest tragedią jakąś okrutną.
- Proszę Pana, spośród dwóch zespołów z których jeden ma najszybsze wykonania w testach a drugi zarzyna procesor, w tej pierwszej ludzie bardziej boją się o pamięć ale oni zwyciężają konkursy, bo widzi pan, celem życia nie jest klepanie obiektów.
- A co?
- To jak przepraszam nie będę zastępował pańskich nauczycieli. Ludzie mają swoje asemblery, mają swoje mnemoniki i za to walczą i zyskują kolejne ułamki sekundy, a pan chce tylko klepać i kompilować. To niech pan sobie klepie i kompiluje dalej.
- Mam nadzieję, że będę miał na czym klepać i kompilować dalej panie prezesie.
- Proszę pana, jak powiedział wybitny programista Linus Torvalds, Czyż nie tęsknicie za czasami, gdy mężczyźni byli mężczyznami i sami pisali swoje sterowniki?
- Przykro mi ale dobre wychowanie musi tutaj zastąpić faktografia, no nie jest pan normalnym koderem.
- Panie prezesie odniosłem wrażenie, że po raz pierwszy nie jest Pan, jest Pan któryś raz już u nas w programie ale pierwszy raz widzę pana wyprowadzonego z równowagi.
- Ja nie jestem wyprowadzony z równowagi proszę pana, tylko usiłowałem podkreślić dobitnie, że mnie brzydzą tego typu poglądy, że najważniejsze jest odpalić środowisko i napisać parę klas. Niestety celem życia nie jest pisanie klas, celem życia nie jest Garbage Colector, mnie uczono, za komuny to było, ale mnie uczono kto nie asembluje ten nie je. A was się uczy: wysoka abstrakcja ułatwia analizę, tfu!

Źródło (niekoniecznie pierwotne, ale stamtąd ukradłem): dzetawka (tj, grupka Jak będzie w funkcji dzeta Riemanna? – sekcja nauk ścisłych), nitka o wyborze języka programowania na maturę z informatyki.
 
Ravciozo 
Wielki Wuadca



Pomógł: 15 razy
Dołączył: 19 Lut 2014
Posty: 874
Skąd: Polska, Opole
Wysłany: 2019-04-06, 12:19   

^śmiechłem. Kolejna przeróbka, tym razem ten słynny wywiad. Ale ładnie się to trzyma kupy, nie jest robione na siłę i to szanuję

To teraz Ciocia Stasia:
Spoiler:
--- Pokaż ---

CIOCIA STASIA - 1

Mati zawsze był niezwykle uczynny, nigdy nie odmawiał pomocy nikomu. Jeśli przyszła do niego stara Krystyna z dołu z prośbą o wyniesienie śmieci, zrobienie zakupów czy zaopiekowanie się jej kotami podczas gdy ona będzie się modlić w intencji ofiar smoleńskich ze swoimi nawiedzonymi koleżankami z lokalnej parafii, nigdy nie odmawiał. Z jednej strony nawet go trochę podziwiałem, ale ten debil dawał się każdemu perfidnie wykorzystywać. Połowa tegorocznych magisterek wyszła spod jego pióra, skubany uratował dupska praktycznie całemu swojemu rocznikowi. Nawet ekspedientka w monopolowym przestała mu wydawać resztę po tym jak nagadała mu bajeczek jaka to ona jest biedna i ma ósemkę głodujących dzieci. A ten idiota nie tylko jej uwierzył, ale i zaproponował swoją kandydaturę na darmową niańkę. No ja pierdole. Nie mniej jednak na tym wszystkim cierpiał tylko on sam, więc w sumie miałem na to wyjebane. Ale ostatnio przeszedł kurwa samego siebie. Zadzwoniła do niego matka i płaczliwym głosem oznajmiła, że jego ciotka, którą swoją drogą widział raz w życiu, w wieku pięciu lat, wyszła ze szpitala i nie ma gdzie się podziać, a ona nie ma serca wysyłać jej do domu starców. Więc wpadła na świetny pomysł, żeby cioteczka przez jaki pomysł pomieszkała z nami, nim wymyślą z ojcem humanitarny sposób jak się jej pozbyć. Całą rozmowę słyszałem wyraźnie, Mati puścił mame na głośniku bo akurat golił jajka przed randką (btw, i tak nie poruchał), więc natychmiast zacząłem dawać mu do zrozumienia, że przygarnianie jakiejś obłąkanej starszej kobiety do naszej kawalerki to najgorszy pomysł na świecie. On jednak chyba źle zinterpretował moje wymachy rękami i gwałtowne kręcenie głową bo z uśmiechem zgodził się na plan matki, mało tego, stwierdził, że nie muszą się śpieszyć z szukaniem jej nowego lokum bo mamy idealne warunki mieszkalne na trzy osoby. Zapomniał dodać, że mamy kurwa jedno łóżko małżeńskie, a na podłodze nie ma miejsca nawet na materac, nawet gdyby pozbyć się ten rocznej warstwy puszek bo perle i redbullu. Tłumaczył się potem, że nie chciał martwić mamusi i zapewnił, że nie będzie tak źle. Poniekąd miał rację, było jeszcze gorzej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.

Ta obłąkana starucha przybyła do nas w niedzielę, pamiętam bo akurat wracałem z popołudniowego spotkania z ziomeczkami na mieście, kiedy wpadłem na Matiego pod klatką. Od razu do mnie podbija i mówi, że nasz gość już przybył, ale jest pewien problem. Byłem już na dość zaawansowanym etapie rozważania przeprowadzki, ale stwierdziłem, że na razie się wstrzymam i nie dam się wykopać z własnego mieszkania. No może nie tak do końca własnego, ale jebać. W każdym razie udając ekscytację pytam się mojego współlokatora w czym rzecz. Okazało się, że bidulka ma coś z biodrem i tak w sumie to ledwo może chodzić, więc wejście na trzecie piętro na którym mieszkaliśmy jest ponad jej możliwości. Wciąż próbując utrzymać kąciki ust w górze pytam Matiego jak chce to rozwiązać. Zmieszał się trochę, ale wreszcie wydukał, że no tak w sumie to muszę ją tam wnieść bo on ma problemy z kręgosłupem, ortopeda, te sprawy, a windy w naszym bloku nie doświadczysz. Z początku myślałem, że żartuje, dopiero jego poważna mina uświadomiła mi, że ten pojeb naprawdę oczekuje ode mnie, że wtargam jego niedołężną ciotkę na trzecie piętro. „Pojebało Cię” mówię, na co ten zaczyna ryczeć, że obiecał mamie i w ogóle on chce pomóc bla bla bla, dalszej części nie szło zrozumieć, tak się chłopak zasmarkał. Teatralnie westchnąłem i podniosłem go z ziemi pytając gdzie niby jest ta jego ciotunia. Po trzeciej paczce chusteczek dowiedziałem się, że zostawił ją u sąsiadki, żeby nie marzła na klatce. Zostawiłem go tam, żeby się jako tako ogarnął i wszedłem do naszego bloku. Nieźle zażenowany pukam do Krystyny i mówię, że przyszedłem odebrać Stasię (tak nazywała się ta wiedźma). Otworzyła w ułamku sekundy i niemal z płaczem kazała mi zabrać tego diabła z jej mieszkania. Nie zdziwiło mnie to zbytnio, Krysia miała skłonność do nazywania w ten sposób każdego kogo w niedzielę nie zobaczyła na mszy, albo przyłapała na chlaniu wódy pod blokiem w Wielki Post. Jednak mimo wszystko nie wyglądało na to, że ciotka Matiego dopuściła się którejś z tych rzeczy, więc pytam co się stało, bo wygląda jakby ktoś jej powiedział, że zjadł mięso w Wielki Piątek. „ZABIEERZ JOOOOO” wydarła się, a ja już nieco zaniepokojony wchodzę do jej mieszkania poszukując tego diabła o którym mówiła. Znalazłem ją w salonie, siedziała z nogami na małym stoliczku i oglądała relację z dzisiejszej mszy, którą Krystynka zdążyła już zgrać na DVD i pewnie już obejrzeć kilka razy. Szczerze – pierwsze wrażenie nie było takie złe, ot trochę gruba starsza pani, koło siedemdziesiątki, w ubraniach, które w latach pięćdziesiątych były pewnie krzykiem mody. Klasyczny bordowy berecik na niemalże łysej głowie, twarz poznaczona zmarszczkami tak bardzo, że oczy wyglądały jakby miały jej zaraz wypaść z oczodołów, orli nosek i pozioma kreska ust, spod której wystawały nieśmiało czubki ostatnich zębów. Do tego całkiem schludny staroświecki płaszczyk, sraczkowata spódnica i jakaś prototypowa wersja kozaków na nogach. Całkiem niepozornie. Uśmiecham się ostatkiem sił. „Dzień dobry, nazywam się Anon i jestem kolegą Mateusza. Przyszedłem panią zabrać do nas na górę”. Spojrzała się obojętnie i wróciła do oglądania mszy, ksiądz akurat mówił coś o poświęceniu dla innych i priorytecie czynienia dobra. Kurwa, jak idealnie pasujące do mojej sytuacji. Bycie uczynnym człowiekiem zdążyło mi już zbrzydnąć. Dobry kwadrans minął nim przekonałem Krystynę by pomogła mi wynieść Stasię z mieszkania. Wzięła ją za nogi, ja chwyciłem za ramiona od dołu i jakimś cudem udało nam się wydostać ją na klatkę. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, nasza kochana sąsiadka trzasnęła drzwiami i zamknęła się na wszystkie zamki, a ja zostałem na klatce sam z diabłem. To znaczy wtedy jeszcze jej tak nie nazywałem, a to Krystynowe przezwisko nadałem jej później. Nie mniej jednak sytuacja nie była kolorowa. Mati gdzieś spierdolił, na pomoc sąsiadki już raczej liczyć nie mogłem. Jedyne co mi pozostało to wnieść tą padlinę do mieszkania, gdzie wreszcie będę miał z nią spokój. Chwyciłem ją mocniej i zacząłem ciągnąć po schodach, co musiało wyglądać dość komicznie bo skubana ważyła naprawdę niemało i jej serdelkowate nogi obijały się bezwładnie o kolejne stopnie. W połowie drogi zaczynałem już na poważnie rozważać samobójstwo. Zrzuciłem z siebie bluzę, po którą miałem zamiar później wrócić i ostatkiem sił dociągnąłem to cielsko na trzecie piętro. Grzebię w kieszeniach i z przerażeniem stwierdzam, że nie mam kluczy. Z nadzieją zaczynam napierdalać w drzwi, ale Matiego oczywiście nie ma, pewnie wciąż ryczy na ławce przed blokiem. Usadzam Staśkę pod ścianą, mówię, żeby się nigdzie nie ruszała (XD) i że zaraz wrócę. Spocony i skrajnie wycieńczony (zero sportu i same fast foody ehhh) zbiegam po schodach i udając astmatyka wybiegam przed blok. Ku mojemu przerażeniu stwierdzam, że Matiego nigdzie nie ma. Obchodzę blok. Nic. Monopolowy. Nic. Kurwa. Ostatkiem sił doczołguję się z powrotem do bloku, po drodze planując szczegółowo morderstwo tej spierdoliny, która skazała mnie na tak okrutny los. Sam pewnie poszedł się najebać na mieście, pękając z dumy jak pięknie udało mu się mnie wyruchać. Już prawie dochodzę do klatki, kiedy widzę znajomą sylwetkę na horyzoncie. Już otwierał mordę kiedy moja pięść nawiązała bliższy kontakt z jego zębami. „Gdzie ty do chuja byłeś? Wiesz co ja tu przeżyłem?” drę się ochrypłym głosem. „Poszedłem odebrać jej bagaż, który zostawiła w taksówce” zaczyna szlochać (jak się później okazało ta walizka była zupełnie pusta), czym ostatecznie mnie uspokaja. Kładę się obok niego i leżymy na chodniku jak dwaj bezdomni, jeden wyglądający jakby miał zaraz wypluć płuca i drugi, zanoszący się tak przejmującym płaczem, że nawet Krystyna otworzyła na chwilę okno, by sprawdzić co się dzieje. „Gdzie ona jest” pyta wreszcie Mati. „Zostawiłem ją pod naszymi drzwiami bo kluczy zapomniałem” mówię mu. A ten jak się nie zerwał „POJEBAŁO CIĘ KURWA? PRZECIEŻ ONA SIĘ ZARAZ SPIERDOLI ZE SCHODÓW” zaczął drzeć mordę tak głośno, że cały blok pozamykał okna. Taki stan był u niego dość niespotykany, więc wyciągnąłem telefon i zacząłem nagrywać całą sytuację, żeby mu w urodzinki wstawić na tablicę. Wkurwiony, zakrwawiony i zapłakany zaczął wspinać się na górę, a ja chcąc nie chcąc ruszyłem za nim, wciąż ściskając w łapie moją prehistoryczną Xperie. W połowie drogi usłyszałem jego krzyk „ANON KURWA MÓWIŁEM, ŻE SIĘ SPIERDOLI”. Nagle wróciły mi siły i chowając fona z powrotem do kieszeni, z prędkością światła pokonałem kolejne piętro. Na samym środku przejścia, pomiędzy mieszkaniami leżała Stasia, cała we krwi i szczynach. Wyglądało na to, że potknęła się o stopień i z całej siły przyjebałą łbem o beton. Mati stanął nad nią i już zaczynał reanimację, kiedy otworzyła oczy. Spojrzała na nas obojętnie i jak gdyby nigdy nic wstała, Drapiąc się po głowie otworzyła drzwi do naszego mieszkania i wcisnęła się do środka. Wtedy uświadomiłem sobie, że klucze miałem w bluzie którą zrzuciłem z siebie po drodze. Spojrzałem przerażony na Matiego, który był nie mniej zdziwiony i zesrany ode mnie. Wyglądał jak gówno, cały ryj we krwi i glutach, ubranie brudne od ziemi... Kurwa nic tylko jebnąć profilówkę. Zamroczeni weszliśmy do naszej kawalerki. Stasia beztrosko drzemała sobie na naszym łóżku, śliniąc moją poduszkę i plamiąc pościel krwią, która cały czas płynęła z jej łba po bliskim spotkaniu z betonem. W całym pokoju jebało szczynami tak, że ledwo dało się oddychać. Obaj byliśmy tak wyczerpani, że zamknęliśmy drzwi i skuliliśmy się na podłodze idąc spać z nadzieją, że gdy się obudzimy, okaże się, że to wszystko było tylko złym snem. Cóż, nie było.

Kiedy wstaliśmy, cali spoceni i wciąż kurewsko brudni, Staśka leżała sobie na łóżku z szeroko otwartymi oczami i patrzyła się na nas pustym wzrokiem. „Kurwa, więc to nie był sen” westchnął Mati, który wreszcie zrozumiał jak wielki błąd popełnił. W ogóle od tamtego feralnego dnia stał się kurewsko wulgarny, co było do niego zupełnie niepodobne. „Rychło w czas się ogarnąłeś kurwa” mówię mu i podnoszę się z podłogi. Poszliśmy się ogarnąć, w międzyczasie przypominając sobie o rozjebanej głowie naszej nowej współlokatorki i opatrzyliśmy ją, obmywając ranę resztką piątkowej wódy i owijając cały łeb papierem toaletowym. Wyglądała upiornie, ale przynajmniej nie przeszywała nas już tym mrożących krew w żyłach wzrokiem. Siedliśmy na krzesłach i zaczęliśmy myśleć co robić dalej. To znaczy jak wypierdolić ją z naszego mieszkania w jak najmniej brutalny sposób. Kazałem Matiemu zadzwonić do matki i powiedzieć, że może sobie ją zabrać, ale ten jebany aniołek stwierdził, że głupio by mu było i żeby poczekać z tym chociaż tydzień. A ja, idiota się na to zgodziłem. Tak rozpoczął się najgorszy tydzień mojego dotychczasowego życia.

Zacznijmy od tego, że ta starucha udawała przy nas sparaliżowaną, a kiedy tylko spuściliśmy ją z oczu odpierdalała jakieś dzikie akcje. Już pierwszego dnia jej pobytu u nas urządziła obchód po wszystkich mieszkaniach w bloku z mordą owiniętą zakrwawionym papierem toaletowym. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero dwa dni później od Krystyny, która prawie zeszła na zawał, gdy zobaczyła ją przez wizjer. A potem jak gdyby nigdy nic wróciła do mieszkania, gdzie zastaliśmy ją z Matim po powrocie ze sklepu, w którym robiliśmy zapasy na ten ciężki tydzień. Leżała sobie w łóżku i oglądała coś na przenośnym DVD, które Mati skołował od któregoś ze swoich ziomków, bo na telewizor oczywiście nas stać nie było. Inna sytuacja – wyszliśmy kiedyś na jakąś imprezę, upewniając się, że drzwi i okna są dobrze zamknięte i nasza lokatorka nigdzie nie spierdoli. Gdy wróciliśmy odkryliśmy, że jakimś cudem udało jej się sforsować zamek i wyjść z bloku. Znaleźliśmy ją w połowie drogi do apteki, gdzie chciała uzupełnić zapasy ibupromu, który wpierdała jak cukierki. Potem tłumaczyła się łamiącym głosem, że ją porwali i porzucili na ulicy. Apropos ibupromu, ta pojebana starucha była od niego uzależniona. W zasadzie to ogólnie od leków, ale ibuprom był jej kurwa ulubionym. Wsypywała sobie całe paczki do szklanki i żarła to jak mmsy, zapatrzona w jeden z filmów, które Mati wypożyczył razem z DVD. A kiedy próbowaliśmy jej je wyrwać to wsypywała sobie całość do mordy nim zdążyliśmy cokolwiek zrobić. Po jakimś czasie daliśmy sobie spokój, po cichu modląc się, żeby to przeżyła. Kiedy nie widziała w zasięgu wzroku pełnego opakowania, darła mordę tak głośno, że sąsiedzi chcieli niejednokrotnie dzwonić na bagiety, żeby ją wreszcie zabrali. Ledwo udało nam się wszystkich przekonać, by wytrzymali ten jebany tydzień. Nauczyliśmy się dwóch rzeczy – żeby nigdy nie zostawiać jej samej i zawsze mieć zapas ibupromu pod ręką. Drugiej nocy spędzonej u nas obudziła się koło drugiej i zeżarła wszystkie zapasy jakie mieliśmy, po czym zaczęła się drzeć, że chce więcej. Tak się pechowo złożyło, że zarówno ja, jak i Mati byliśmy tak najebani, że totalnie ignorowaliśmy jej dzikie okrzyki i spokojnie sobie drzemaliśmy na podłodze, przy samych drzwiach (na wszelki wypadek, gdyby coś jej odjebało i chciała wyleźć w środku nocy). Kiedy zobaczyła, że jej wrzaski nie robią na nas żadnego wrażenia, wzięła telefon i zadzwoniła pod 997 rycząc do słuchawki, że ibuprom jej się skończył i chce więcej. Na szczęście wzięli ją za śmieszka i kazali spierdalać. Znaczy nie wiem czy tak do końca na szczęście bo wkurwiła się tak, że słychać ją było na całym osiedlu (wiem, bo koleś, który mieszka dwie ulice dalej opowiadał później, że słyszał ryk niedźwiedzia w środku nocy). Podnieśliśmy głowy i zamroczeni obserwowaliśmy bieg wydarzeń. Zaczęła rzucać się po całym pokoju, drąc jape i machając rękami. Rozjebała krzesło i DVD, za które Mati musiał później płacić niemałą sumkę, a potem przez dobre parę minut waliła rękami w szybę, po tym jak zobaczyła jak dobrze strzeżone są drzwi. Na szczęście rozbolała ją chyba ręka bo szybko się poddała. Wpadła za to na inny pomysł. ZACZĘŁA SZCZAĆ. Po całym kurwa pokoju. Łóżko, stół, ściany, wszystko w szczynach. Potem chyba się trochę uspokoiła i poszła spać. Kiedy następnego dnia z Matim łączyliśmy w jedną całość wszystkie nasze przebłyski wspomnień z tego co się działo tamtej nocy, zgodnie doszliśmy do wniosku, że mimo wszystko dobrze się złożyło, że nie musieliśmy tego oglądać. Cały pokój wyglądał jak jebane pole bitwy, wszędzie walały się drzazgi z rozjebanego krzesła, oczywiście jebało szczynami tak mocno, że przez następne pół roku nie zamykaliśmy okna, no i na dodatek wyszło na jaw rozpierdolone DVD. A Stasia siedziała zadowolona z siebie na łóżku i gapiła się na nas tym swoim spojrzeniem Macierewicza. Nawet Mati już powoli miał dość. A to nie był koniec.

Prawdziwa zabawa była z jedzeniem. Stasia okazała się prawdziwym francuskim pieskiem i nasza dieta, złożona głownie z kebsów i zupek chińskich nie przypadła jej do gustu. Zadowoliła się dopiero żarciem z lokalnej garmażerki, gdzie wykupiliśmy sobie tygodniowy abonament na pierogi ruskie. Trzeba przyznać, apetyt to ona miała niezły, wpierdalała po dwadzieścia pierogów dziennie. Znaczy tak nam się wydawało, bo jak się później okazało, ta pojebana kobieta chowała część na później. Dosłownie – wciskała pomiędzy fałdy tłuszczu, kitrała po kieszeniach, ogólnie upychała te jebane pierogi wszędzie gdzie tylko można było. Do dziś je znajdujemy, upchane za oparciem łóżka, wciśnięte pod materac, zmagazynowane po zewnętrznej stronie parapetu.

Tak się niefortunnie złożyło, że w tamtym okresie zarywałem do jednej loszki, z ryja 7/10, z charakteru max 4/10, ale desperacja robi swoje. Byliśmy umówieni na czwartek, więc mówię do Matiego, że musi zostać ze Stasią, bo ja idę poruchać. Zrobił przerażoną minę i wyznał, że on dzisiaj też miał plany i niespecjalnie wchodzi w grę ich zmiana. A jak się już nauczyliśmy, zostawianie tego demona samego to bardzo, bardzo zły pomysł. Pozbawieni innych możliwości udaliśmy się do Krystyny. Kiedy usłyszała naszą błagalną prośbę, zatrzasnęła nam drzwi przed nosem i mruknęła, że idzie na spotkanie kółka różańcowego. Popatrzyliśmy z Matim na siebie i wymieniliśmy porozumiewawcze uśmiechy. Godzinę później odstawiliśmy Stasię na zakrystię, z miesięcznym zapasem ibupromu, prosząc proboszcza, żeby w miarę możliwości miał na nią oko i radośnie poszliśmy każdy w swoją stronę. Niestety, z randki nic nie wyszło, jak się okazało ta głupia cipa kompletnie o niej zapomniała, więc samotnie skoczyłem na kebsa (cienkie+mieszane+czosnkowy <3). Już w drodze do kościoła wiedziałem, że coś nie gra. Wywnioskowałem to z czterech radiowozów i dwóch karetek pogotowia stojących na kościelnym parkingu. Biegiem ruszyłem na zakrystię, przepychając się przez ciekawski tłum. Po drodze wpadłem na Matiego, który był równie przerażony co ja i razem wbiliśmy się do środka, gdzie proboszcz kończył właśnie zeznawać przed jakimś gliną z notesikiem. Obaj mieli miny podobne do tej, którą miała Grażynka, gdy otworzyła mi drzwi, gdy chciałem odebrać Staśkę. Opiekun Stanisławy był na dodatek cały w rzygach i czymś co podejrzanie przypominało mocz zmieszany z krwią. Gdy tylko nas zobaczył zaczął uciekać, po drodze wrzeszczeć na cały kościół „TO ONI, TE MAŁE DIABŁY AAAAGHHH”. Glina podszedł do nas i kazał się zabierać, zapewniając, że odstawią naszą podopieczną bezpiecznie do mieszkanka. Do dziś nie wiemy co ta pojebana starucha tam odjebała, na wyobraźnię działa jedynie fakt, że po tym zdarzeniu w kościele przez pół roku nie odbywały się msze, do czasu, aż odprawiono jakieś egzorcyzmy. Pisali o tym w gazetach, choć nigdzie nie mówiono co spowodowało taki stan rzeczy. Zgodnie stwierdziliśmy, że lepiej o tym nie rozmawiać i liczyć na to, że parafianie nie skojarzą nas z tymi wydarzeniami. Skojarzyła za to Krystyna, która nie odzywa się do nas po dziś dzień. A Stasia rzeczywiście trafiła do nas bez szwanku, z upiornym uśmiechem do którego zdążyliśmy się już przyzwyczaić i kilkunastoma pudełkami po ibupromie, który wpierdoliła.

Wreszcie nadszedł ten dzień. Mati spojrzał przekrwionymi oczami na nasze mieszkanie, wypełnione niezliczoną ilością opakowań po ibupromie, na obszczane ściany i sufit, na obklejone taśmą okno i drzwi w których dorobiliśmy dodatkowy zamek. Ze smutkiem przeniósł wzrok na mnie i mogę się założyć, że myślał wtedy o Krystynie, która dzięki nam ma teraz traumę do końca życia. Sięgnął do kieszeni bluzy i wyrzucił z niej dwa zagubione pierogi, po czym wyciągnął telefon. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Ja z kolei odwróciłem się w stronę Staśki, otoczonej tymi pierdolonymi pierogami, które nie mieściły się już nigdzie i oczywiście kilkudziesięcioma opakowaniami ibupromu. Nie była jej nawet potrzebna pościel, spała zakopana w nich po same uszy. Wyglądało to dość strasznie, ale przynajmniej nie musieliśmy na nią patrzeć, zdarzało nam się nawet zapominać o jej obecności. Spojrzałem na Matiego i pokiwałem głową. Podniósł telefon do ucha i patrząc na mnie z uśmiechem wybrał numer swojej matki.

And we'll all dance alone to the tune of your death...
 
Nafets Chanab 
Wielki Rodak

Wiek: 22
Dołączył: 12 Lut 2019
Posty: 6
Skąd: Państwo Polin
Wysłany: 2019-07-07, 03:44   

^To było creepy AF, nie znałem tego o dziwo. Trzeba przyznać, że ktokolwiek to wymyślił, ma talent.

Coś krótkiego, kradzione z Twitcha, zaśmiałem w sumie (ale może to kwestia stanu, który oddaje tytuł piosenki Anny Marii Jopek):
Spoiler:
--- Pokaż ---

Plantacja bawełny w Ameryce Południowej. Wraz z nastaniem świtu niewolnicy zrywają się z łóżek oczekując codziennej komendy. W końcu przychodzi on, Nikodem Biomhammer, najbardziej wpływowy homoseksualista w obu Amerykach i wykrzykuje hasło „pepegi do łopat". Po usłyszeniu tego hasła wstają i idą do pracy przy akompaniamencie radosnych okrzyków Biomhammera „kurwa będzie na archy, postawimy archy w bocznym".
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Strona 2 z 3
Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group